Quantcast
Channel: Pokolenie Ikea
Viewing all 544 articles
Browse latest View live

Jajka

$
0
0

Krzysztof wyciągnął z dumną miną z reklamówki 10 jaj kupionych od baby pod blokiem. Nie byle jakiej baby.

Krzysztof nie był frajerem i doskonale się orientował, że 80 a może nawet 90 proc. jaj sprzedawanych na warszawskich bazarach to jaja z Tesco z których jakiś spryciarz albo spryciara gąbką z płynem Ludwik usunął oznaczenia, trąc jak onanista na planie filmu porno.

Jego baba była jednak inna.

Gruba, w chustce na głowie, rumiane policzki, ba nawet z wąsem – ewidentnie było widać że baba jest ze wsi, pachnie wsią i oddycha wsią.

No może mając swoje stanowisko nieopodal śmietnika oddychała akuratnie czymś innym, ale jaja to miała prima sort.

Pokroił sobie cztery kawałki chleba: ciach, CIACH, CIACH.

Posmarował je masłem. Polskim, nie żadnym irlandzkim czy duńskim – w kwestii żarcia Krzysztof był absolutnym patriotą.

Co do tego? – zastanowił się chwilę. – Ależ oczywiście – walnął się w głowę. – Kabanos. Oczywiście wieprzowy, nie drobiowy, nie uznawał w tym przypadku żadnych kompromisów.

Z namaszczeniem wyjął jeszcze lodówki butelkę piwa Plon – ponoć chmielonego świeżymi, niesuszonymi szyszkami. 7 zł za butelkę, ale było warto.

Kolacja zapowiadała się wykurwiście.

Zgotował wodę w czajniku, jajka wsadził do rondelka, zalał je uważnie, wodę posolił po czym wyszedł z kuchni   z mocnym postanowieniem powrotu za jakieś 5 do 7 minut kiedy będzie można jaja wyciągnąć i obrać.

Podszedł do wieży i puścił sobie kawałek Black Sabbath. A jeszcze konkretnie numer czwarty na genialnej płycie „Paranoid”.

Strzelił sobie małego Wiplera do szklanki a następnie do gardła.

Po brzuchu rozeszło się miłe ciepło.

Jiiją, jijjją, jiią – charczała gitara męczona przez Tony’ego Iommi.

Krzysztof w jej rytmie wykonał szybki pokaz zdejmowania marynarki i koszuli.

Wygiął się spektakularnie i zawył:

„Nobody wants himmmmm They just turn their headsNobody helps him

Now he hassssss his revenge!!!!!!!!”

Spiął pośladki i napiął biceps. Prawy.  Mięsień zaprężył się obiecująco.

Idzie mi świetnie – pomyślał.

Teraz spodnie!  Odpiął pasek, wyskoczył z nich jak oparzony i zawirował gaciami nad głową w rytm

I w tym momencie ktoś w jego kuchni strzelił z rewolweru Magnum.

Krzysztof doskonale wiedział jaki dźwięk wydaje rewolwer Magnum, bo sam z niego strzelał dwa lata temu.

U nich w biurze była tradycja losowania prezentów na gwiazdkę. Szefostwo uznało, że to lepszy pomysł niż szósty z rzędu koszyk z zestawem do samodzielnego zrobienia sushi, które i tak załoga solidarnie wystawiała na Allegro.

Krzysztof dziwnym zbiegiem okoliczności wylosował zajęcia na strzelnicy, których zwieńczeniem było 12 strzałów z rewolweru Magnum, wielkiego jak krowa, a kopiącego jak byk.

Z trudnością utrzymał go wtedy dwoma rękami. Za to z tarczy strzelniczej zostały jakieś nędzne ogryzki.

Padł więc na podłogę jakby goniło go dwóch wielkich murzynów po Bronxie.

Poleżał tam chwilę.

Z kuchni zaczął dochodzić jakiś niepokojący swąd. Niezwykle śmierdzący. Podniósł głowę i na czworakach poczłapał w jej kierunku. Smród nasilał się z każdym ruchem.

Eletryka pierdolnęła i się spaliła czy co? – zastanowił się moment. – To może być kosztowne – zaniepokoilłsię

W jego bloku wzniesionym za czasów radosnego socjalizmu podobnego rodzaju wypadki oznaczały konieczność wezwania elektryka, który za swoje usługi brał minimum stówę za godzinę.

Ale ze ścian nic nie parowało, za to z gara na kuchence unosił się siwy dym.

Wstał i zajrzał do rondla.

Zamiast białych jajek klasy zero, zniesionych przez kury popierdalające na swoich łapach po podwórzu i zajadających się dżownicami pływała w nim dziwna szaro – zielona zawiesina.

- Zbuk. Ja pierdolę, ugotowałem zbuka – pomyślał.

Jego siostra kiedyś miała podobny niefart.

Rozbijała jajka nożem do miseczki.  Przy piątym trafiła na zbuka. Fala smrodu, która ją zalała była tak porażająca że wyciskała łzy z oczu.

Nie mogła się powstrzymać i rzygnęła prosto do miseczki. Rzygała tak długo aż zaniepokojony odgłosami jej konkubent oderwał się od trzeciej części Diablo i przybiegł do kuchni.

Kiedy zobaczył co się stało, również rzygnął prosto na podłogę i symultanicznie rzygali tak przez pięć minut.

Nie wspominali tego epizodu za dobrze, choć Krzysztof gdy mu go opowiadali prawie spadał ze śmiechu z kanapy.

Teraz miał chyba większego farta. Ugotowany zbuk owszem śmierdział, owszem śmierdział przepotwornie, ale jakoś dał radę zbliżyć się do garnka.

Gdzie to wywalić? – kombinował gorączkowo. – Do kibla???? Nie! Zapcha się. Do zlewu??? I co mam w to później włożyć rękę??? Nie!!!

Wyciągnął wielką reklamówkę z Biedronki i wylał do niej zawartość garnka po czym zawiązał zawartość.

Reklamówkę wcisnął w kolejną i jeszcze kolejną aż doszedł do co najmniej dziesięciu a dla pewności toksyczny ładunek wpakował jeszcze w worek na śmieci.

Jakby go goniło stado diabłów tasmańskich pognał do śmietnika na dole. Droga z ósmego piętra dłużyła mu się straszliwie.

Kiedy wrócił ręce nieco mu drżały. Otworzył okno w kuchni i włączył wyciąg. Nalał sobie dużego Wiplera i bezwładny zaległ na kanapie ciężko oddychając.

Nie był już głodny. Jedno przynajmniej było pewne. Baba ewidentnie sprzedawała jaja ze wsi.

A kuchnię, tak kuchnię wietrzył trzy dni.

2009-09-05 19.38.08

 



Zabezpieczony: Nie lubię was

$
0
0

This post is password protected. You must visit the website and enter the password to continue reading.


Ballada o plecaczku

$
0
0

Kiedy zaczynasz pracę w kopro dostajesz mały plecaczek. I później w miarę upływu czasu ktoś Ci do tego plecaczka usiłuje załadować kolejne rzeczy.

Jak jesteś nie daj Bóg w miarę bystry albo bystra, poukładany i obowiązkowy ((a na domiar złego gdzieś wewnątrz trzymasz niskie mniemanie o sobie – za dużo szarpania za warkocze w podstawówce, zbyt wiele przegranych walk na pięści na podwórku, zbyt wiele razy twój tornister ginął spod drzwi klasy i znajdował się powieszony na oknie) pozwalasz do tego plecaczka wkładać więcej i więcej.

I w pewnym momencie obserwujesz, że kiedy wszyscy idą do domu ty zostajesz w pracy.

Że zamiast jak inni radośnie popierdalać po korytarzach kopro ze swoim lekkim plecaczkiem ty zginasz się po jego ciężarem i wleczesz ociężale.

Zaczynasz źle spać.

Zaczynasz więcej pić.

Zaczynasz oddawać się promiskuitycznemu, (albo jak wolisz okazjonalnemu) seksowi, bo na nic więcej nie starcza ci czasu.

Ba, nawet w pracy zaczynasz mieć problemy. Bo twój plecaczek jest już tak ciężki, że zaczynasz nie wyrabiać.

W kopro pojawia się zdziwienie. Ależ on/ona nie wyrabia? Jak kto możliwe??? Przecież do tej pory radził sobie radziła ze wszystkim?

Zaciskasz więc zęby, bo nie dopuszczasz do siebie myśli, że nie dajesz sobie z czymś rady. A zwłaszcza z czymś takim jak plecaczek. Co jak co, ale wydaje ci się , że jego strukturę to znasz na pamięć.

Z innymi rzeczami możesz nie dawać sobie rady. Ale z plecaczkiem??

Pracujesz więc jeszcze więcej. I jeszcze więcej.

Nie rozumiesz po prostu jednego.

Awansują nie ci którzy dali sobie wrzucić najwięcej.

Awansują ci którzy jak najszybciej potrafią rzeczy z niego wyrzucać i przerzucać do innych plecaczków. Oni też zarabiają najwięcej.

Występując z pozycji osoby która niesie wykurwiście ciężki plecak poradzę wam jedno. Czasami nie warto wszystkiego robić na 100 proc. Czasami wystarczy po prostu 80 proc.

Oczywiście i tak zignorujecie tę radę. Ale pomyślcie o tym.

5809_3c7b_500


Wyznania suki 2

$
0
0

Okej. Pamiętasz Jakuba? Tego, co miał być zajebisty urodzinowy seks, który skończył się jakże haniebnym występkiem (o ironio) z taksiarzem? No więc Jakub, po tym jak zawalił swoją najlepszą noc życia, wielki cfaniak wannabe, nagle dostał olśnienia i zaczął się STARAĆ.

A dobrze wiemy jak to jest. Im ktoś bliżej, tym dalej odpycha. Ale przecież my jesteśmy głupie, naiwne. Wystarczy, że nam się parę ładnych gestów okaże i lgniemy jak muchy do gówna. Wszystkie chcemy być niedostępne, pieprzone kokietki, a podświadomie pragniemy tylko czułości, opieki, poczucia bezpieczeństwa i najlepiej jeszcze, żeby miał worek pieniędzy, brykał na białym rumaku, był błyskotliwy w każdej sytuacji i miał dużego/grubego fiuta.

Niestety Jakub taki, kurwa, był. A przynajmniej zaczął być..

Więc zaczęły się słodkie do zrzygania smsy.. Poranne budzenie.. Poranna kawa.. Poranny tost.. Poranna minetka. I najgorsze było to, że pozostał w tym wszystkim męskim osobnikiem, a nie ciotą, nad którą się zastanawiasz czy nie zamienić się z nią już na spódniczkę.

Wyobraź sobie moje wkurwienie na twarzy, kiedy oznajmił mi, że ustawił się z kumplami na Hell-o-ween. Ja świeżo po zakupach, rogi. Ogon – buttplug – na widok którego miałby wzwód tysiąclecia. Ale pomyślałam sobie “o niee, chuju, ja czekałam, to ty też sobie poczekasz.”

Poszłam zatem z koleżanką w miasto. Szybka runda taksą, które do końca życia kojarzyć będą mi się z jednym, ale wracamy na stare śmieci. Widziałeś, że znowu tą jebaną tęczę odbudowywują? Wchodzimy do baru, wszędzie chryzantemy, Maryjki, Jezusy, dynie, śmierdzi jak na cmentarzu. Jakieś małe zamieszanie przy barze.. Patrzę, Urbański promienieje z jakąś młodą dupą na ramieniu. On sztywny, ona się wygina. Wszyscy udają, ze ich nie widzą.

On już przed 50, ale jebany, zakonserwował się. Po drugim drinku robię zakład, że za pół godziny idę prosić go o telefon do przyjaciela. Niestety szybko się zmył. Standardowo, ona pierwsza, on bardzo ociągał się z zakładaniem szalika. Dopił alko i wyszedł. Ona oczywiście czekała na dole, ale przecież wyszli osobno, klasyk.

Koło drugiej wpakowałam pijaną koleżankę w taksę, taksiarz dostał adres i pojechali. Ja, sama, z drinkiem w ręku, na ławce przed klubem. Zimno mi było jak cholera, smutno mi się jakoś zrobiło, więc odpaliłam telefon, poscrollowałam chwilę i wpadłam na genialny pomysł. Poznałam niedawno współlokatorki Jakuba, a skoro nie są one mistrzyniami imprezowania, stwierdziłam, że na pewno któraś z nich będzie w domu, więc szybki ogar i jadę na Żoliborz, podjarana jak nastolatka.

Po drodze oczywiście zaczęłam się trochę stresować, że jadę na darmo pocałować klamkę za 35pln w jedną stronę, ale poszło w sumie gładko i pół godziny później leżałam w łóżku Jakuba. Tamte podekscytowane, jaką to jestem zajebistą dziewczyną, że Jakub padnie jak mnie zobaczy, że ostatnio tylko chodzi i gada o mnie, że widać, że się stara i w ogóle inny człowiek.

Dały mi święty spokój po jakiś 40 minutach. Jakuba nie spodziewałam się dosyć wcześniej w domu, więc w sumie odpaliłam sobie telewizję, na lajcie wzięłam prysznic, pogrzebałam mu w szafkach i.. tak, kurwa, wąchałam jego koszule.

Trochę zdziwiona, bo godzina była w miarę wczesna, usłyszłam, że przekręca się klucz w zamku, więc uciekłam pod kołdrę. Minęło sporo czasu, zanim przekroczył próg mieszkania. Coś do siebie na dodatek mamrotał i tłuk się w przedpokoju jak słoń.

Zaczęłam już z niego powoli polewać, ale mina mi zrzedła jak otworzyły się drzwi do pokoju.

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam w łunie bijącej od ulicy, był długi włos blond, następnie smukła kobieca łydka. Później usłyszałam chichot.. Jej, kurwa chichot. Mlaskanie i jego dłonie na jej tyłku. Cały, kurwa, wszechświat momentalnie zjebał mi się na głowę. Zrobiło mi się niedobrze i gorąco. Trwało to sekundy, chociaż wydawało mi się, że zdążyłam sobie poukładać milion jebanych wersji na to, jak będzie wyglądała ta scena, kiedy ktoś zapali światło.

Zanim się obydwoje zorientowali, że coś jest nie tak, zdążyłam spokojnie usiąść na brzegu, założyć nogę na nogę i wytrzeć łzy. On zobaczył mnie pierwszy, jego mina automatycznie spowodowała, że ona się odwróciła. Oboje wyglądali jakby, kurwa, ducha zobaczyli.

Ona na mnie, na niego, on ciągle na mnie. chwila ciszy i pomimo całej galaktyki pieprzonych scen w głowie, jak rozrywam go na strzępy, spokojnym, lekko drżącym głosem mówię “cześć kochanie” i czekam na apokalipsę.

Z tego co działo się później, niewiele pamiętam, bo ona dostała jakiś spazmów, widziałam tylko jak się szamocze do wyjścia, zadaje mu dziesięć pytań na sekundę, na które on – pan alpha, kurwa, i omega – nagle nie ma żadnej odpowiedzi. Ja czekam. Czekam kurwa, nie wiem na co, ale tak na serio, to po prostu nie miałam ani fizycznie ani psychicznie siły podnieść się z jego pieprzonego łóżka, żeby wstać i wyjść.

Przez mgłę widziałam jak on, siada przy mnie i zaczyna coś mówić, zaczyna mnie dotykać, próbuje mnie przytulić, wymawia parę razy moje imię. Trzaska drzwiami, bo jego jebnięte wspólokatorki obudziły się i przyszły popatrzeć co się stało.

Mówi, mówi, chodzi po pokoju, w pewnym momencie widzę jego twarz przed sobą. Ja dalej na brzegu, on klęczy przede mną i tłumaczy coś bardzo szybko, bardzo chaotycznie. I wtedy ja, rozglądając się za swoimi rzeczami porozpierdalanymi po jego pokoju, kładę mu rękę na ramieniu, patrzę się mu prosto w oczy i mówię:- nie martw się Jakub, jesteśmy kwita. Spałam z Twoim kumplem.

I moje ostatnie słowa w tym tekście są namiastką kolejnej części wyznań suki.

0346_3db4


Lisice

$
0
0

Ponieważ dostaję mnóstwo próśb o przypomnienie historii o lisicach, a dostęp do starego blogu pozostanie na wieki wieków zamknięte dziś TYLKO RAZ powrót do przeszłości i przypomnienie starej notki.

—–

- Krzysiek?

- Tak?

- Skoczysz do księgowości podrzucić lisicom faktury?

Krzysiek popatrzył z niechęcią na papiery.

- Dlaczego ja? – zapytał skarżąco-proszalnie.

- Jesteś najmłodszy. Płacisz frycowe za urodzenie się w złym miejscu w złym czasie. Lata 80 – tfu!!! – Marian pogonił go pańskim gestem.

Chcąc nie chcąc Krzysztof pozbierał się powoli.

- Daj to… staruchu – rzucił do Mariana wyzywająco.

Wziął papiery i ruszył do księgowych-lisic. W tej części budynku bywał rzadko, bo nie musiał bywać.

Zresztą, co za różnica, tutaj i tak wszystkie korytarze i kanały wyglądały tak samo.

Podobnie jak ze szczurami – pomyślał Krzysztof.

Szczur z Polski podświadomie zna szlaki kanałów szczurów z Tajlandii, bo świadomość kolektywna to reguluje.

Poznasz jedno kopro, to tak jakbyś znał wszystkie.

Lisice były dwie. Lisica właściwa i lisica niewłaściwa. Nazewnictwo wzięło się stąd, ze obie były rude, przy czym lisica, która znalazła się na urzędzie wcześniej, była starsza i nazywana była właściwą a młodsza niewłaściwą. Dla odróżnienia.

Lisica właściwa miała lat 42 i duże cycki, była kobietą w wieku zaawansowanym, ale ciągle sztuką na widok, której mężczyźni chcieli ją wydymać. Dominującą.

Siedziała za biurkiem, założyła nogę na nogę, pochyliła się lekko do przodu, odkrywając trochę lewej piersi.

- Pani Beato, mam przesyłkę od pana Mariana, faktury – wymamrotał.

Starsza lisica spojrzała przeciągle, zmierzyła od stóp do głów jak karakona i powiedziała.

- Niech pan usiądzie. Co pan tak stoi?

Krzysztof nie siadł. Bał się.

- Mam tu papiery, od pana Mariana, przekazać miałem – zaczął znów ostrożnie.

- Od pana Mariana? Oh jej – lisica ewidentnie jaja sobie robiła – to nie mógł osobiście? Boi się nas?

- Nnn-ie miał… czasu – Krzysztof wymamrotał.

Lisica sięgnęła po papiery, przy okazji, przelotnie, jednym, małym gestem, niby przypadkiem, lekko dotknęła prawej dłoni Krzysztofa.

Ten szybko cofnął rękę jak oparzony.

- Ale pan nerwowy – zaśmiała się. Podniosła papiery i zaczęła je nieśpiesznie oglądać.

Zanim otumaniony zdążył cokolwiek odpowiedzieć w drzwiach stanęła lisica niewłaściwa.

Lisica niewłaściwa miała lat 32, długie rude włosy prawie do pasa, zawsze rozczesane, doskonałe nogi i cycki wielkości jabłek Granny Smith. Bardzo apetyczne, bardzo duże, człowiek mógł sobie wyobrazić jak zagłębia w nich usta….

Wieść gminna niosła, że Czarny ją kiedyś przeleciał. Krzysztof w to nie wierzył. Na takie laski było bardzo dobre określenie: były kurwa niepoczytalne.

- A któż to do nas zawitał – wykrzyknęła od progu zdumiona – pan Krzysiu! Może kawy? – zatrzepotała rzęsami.

- Nie fatyguj się moja droga koleżanko – lisica właściwa przejęła inicjatywę – pan Krzysztof odwiedził nas tylko formalnie, żeby przekazać coś od pana Mariana. Prawda panie Krzysiu?

- Ale jeszcze wpadnie? – lisica niewłaściwa popatrzyła na Krzysztofa przekrzywiając uroczą, rudą główkę.

- Oooo… na pewno – lisica właściwa lekko dotknęła stopą łydki Krzysztofa.

Podskoczył nerwowo, wywołując dziwne uśmieszki.

Ilość tak skumulowanego, żeńskiego libido poraziła podświadomość Krzysztofa, napełniając jego mózg wtórnym debilizmem.

Gu gu gu – słyszał w głowie.

- U-uciekam – wystękał w końcu otumaniony – mu-muszę zdążyć na???… pociąg – dokończył.

Roześmiały się gromko.

Wiał przez chwilę jakby go goniło stado rudych demonów.

Wampiry, myślał Krzysztof ledwo mieszcząc się w drzwiach, pieprzone wampiry, obydwie.

1145_d276_500


Balansuję między swoimi pragnieniami a strachem przed ich spełnieniem

$
0
0

Napisała do mnie Kasia. To znaczy nazwijmy ją Kasią. Kasia jest rozdarta. Powiedzcie: cześć Kasiu.

„Zastanawiałam się czytając PIK , czy interesuje Cię opinia Twoich czytelników. Tzn. czy istotne jest dla Ciebie zdanie jednostki czy może koncentrujesz się tylko na statystykach sprzedażowych z Empiku.

Pierwszą część kupiłam, bo koleżanka mi poleciła (pracuje w korporacji, mieszka w Warszawie- ja ani jedno ani drugie). Teraz przeczytałam kolejną część. Kilka razy się śmiałam, kilkanaście odczuwałam podniecenie, nie płakałam, nie nudziłam się. Zaczęłam się zastanawiać. Jeżeli napiszę nad czym to Ty być może będziesz w stanie ocenić czy osiągnąłeś zamierzony efekt tudzież wręcz odwrotny, czy warto było, a może też gówno Cię to będzie obchodzić.

Mam 25 lat. W zeszłym roku skończyłam studia. Dostałam pracę- w gównianej firmie za gówniane pieniądze. Ale pomyślałam sobie że przyjmę tę ofertę, lata lecą, trzeba zdobywać jakieś doświadczenie, móc coś wpisać później w cv – nawet jeśli to gówniane, a może następna praca będzie lepsza.

Zastanawiam się czy jestem już kobietą, czy tak postrzegają mnie inni, czy mogę się podobać. Czy to jest moment, kiedy powinnam przestać żyć z dnia na dzień i zacząć pragnąć stabilizacji , planować kredyty , małżeństwo , dzieci . Czy pozostawić wszystko jak do tej pory, ciesząc się wciąż z takim trudem zdobytą niezależnością, własnymi pieniędzmi (niezbyt dużo ale zawsze), brakiem obowiązku tłumaczenia się kolejnym osobom co robię, dlaczego akurat tak, po co kupiłam te buty i czemu znowu czarne.

Nie jesteś odpowiednią osobą- ba jesteś ostatnią osobą, której takie rzeczy powinnam opisywać, mimo wszystko naszły mnie takie refleksje albo inaczej mówiąc zintensyfikowały się po przeczytaniu Twojej książki. Tak w głębi duszy to pozostawiłabym wszystko tak jak jest, no może wzbogaciłabym się chętnie o kilka nowych doświadczeń. Nie wiem czy to normalne, że powiedzmy młoda kobieta w moim wieku, balansuje pomiędzy zidentyfikowaniem własnych pragnień a strachem przed spełnieniem ich.

I idąc tym tropem nie wiem czy nadal powinnam być z osobą, którą chyba kocham i pracować usilnie nad tym żeby to ‘’chyba’’ zamieniło się w ‘’naprawdę’’, czy może olać to i szukać dalej emocji, wrażeń, przygód, problemów. Zajebiście się boję, że jak wyruszę w nieznane to po ewentualnej porażce nie będę już miała dokąd ani do kogo wrócić. Koniec refleksji.”

Odpowiedź:

Droga Kasiu:

Mając 37 lat – tak jestem już tak stary – nauczyłem się kilku rzeczy, które znacząco polepszyły jakość mojego życia. Na przykład:

- rude kobiety są lepsze w łóżku,

- nie bierz karty kredytowej, zawsze przez nią wpadniesz w kłopoty,

- unikaj kobiet, które używają różowej szminki,

- przestań podejmować decyzje kierując się tym co robią inni,

- zawsze jest miło popatrzeć na duże, ładne cycki,

- rób nowe rzeczy, jeśli przestajesz je robić – nie żyjesz. Mimo, że oddychasz,

- kąp się regularnie, używaj dobrego zapachu, kup sobie szczotę do ścierania pięt i obcinaj regularnie paznokcie,

- żyj tak aby budząc się rano nie odczuwać potrzeby rzygnięcia przed pójściem do pracy,

- ryzykuj. Życie jest jedno i krótkie. Nie każdy mój wybór był słuszny, ale to mój wybór, stworzył mnie takiego jakim jestem. I kiedy patrzę teraz w lustro co rano robię to zazwyczaj z przyjemnością.

Nie wiem czy powinnaś wyjechać gdzieś do innego miasta w poszukiwaniu mniej gównianej firmy i większej ilości pieniędzy.

Nie wiem czy powinnaś rozstać się ze swoim facetem.

Wiem jedno: szczęście nie leży w pracy, pieniądzach, podróżach koprogarsonkach, seksie etc.

Szczęście znajduje się gdzieś w znalezieniu balansu między tym wszystkim.

3788_bde8_500


Kochanek

$
0
0

To była z całą pewnością sprawa Krusz – budu. Krzysztof nie miał najmniejszych wątpliwości w tej sprawie.

Krzusz – bud prześladował go od maja 2011, kiedy po raz pierwszy dostał ich sprawę. Miał ich zwindykować, ale w piśmie do sądu o nakaz zapłaty pomylił dzikim trafem numery rachunków.

Zamiast numeru wierzyciela wstawił tam numer… innego konta Krzusz- budu. A komornik zrobił rzecz jasna to co do niego należało. Zabrał pieniądze i przelał pieniądze.

Z jednego konta Krzusz- budu na drugie konto Krzusz- budu.

Wielkie Jo, które mu to gówno zlecił, śmiał się przez tydzień, tak że mu łzy ciekły. Ale trzeba mu przyznać na samym końcu walnął go w plecy aż jęknęło i stwierdził: nie bój się młody, najwyżej pójdzie to z mojego ubezpieczenia.

Teraz niszczarka, przed którą stał się zacięła. Owszem Krzysztof wrzucił w nią mnóstwo niepotrzebnych papierów, ale był pewien na milion procent, że zatkały ją właśnie TE akta.

Potrząsnął chińskim dziadostwem. Nic. Potrząsnął jeszcze raz.

Żyły wyszły mu na czole. Odszedł krok do tyłu i łypnął na niszczarkę z niechęcią. Miał ochotę podejść do tego wrednego pudła i załadować w niego z całej  siły kopa. Nie bacząc na konsekwencje.

Zamachnął się nogą i zatrzymał trzy centymetry przed obudową. Krzysztof wypowiedział słowa uchodzące za wyjątkowo nieparlamentarne i dotyczyły niewłaściwego prowadzenia się matki konstruktora.

Z mniej więcej 20 metrów całą sytuację obserwowały z uprzejmym zainteresowaniem Lisica właściwa i Lisica niewłaściwa.

Ich zdaniem do odblokowania urządzenia wystarczyłyby długie nożyczki, ale były bardzo ciekawe jak Młody ma zamiar to zrobić za pomocą nogi.

A poza tym nie chciało im się wstać z kanapy.

Lisica właściwa – czyli starsza tego dnia miała na sobie tradycyjną koprogarsonkę w kolorze stali, kończącą się tuż przed kolanem, z długim rękawem i kołnierzykiem. Pod którą kryła mlecznobiałe wielkie piersi. Lisica właściwa owszem lat miała 42, wyglądała na 35 ale cycki miała niczym 25 – latka. Kwestia genów. I 11 tys. zł. na chirurga plastycznego, który niedawno podciągnął jej piersi.

Z kolei Lisica niewłaściwa miała na sobie czarne spodnie, czarny żakiet z podwijanymi rękawami i białymi mankietami oraz białą bluzkę.

Obie piły kawę.  Z mlekiem sojowym, które smakowało jak płyn do akumulatora albo męskie nasienie, ale czego się nie robi dla diety. Zarówno jedna jak i druga była dumna ze swojej talii i tak miało pozostać.

Lisica  niewłaściwa siedziała na kanapie bardzo ostrożnie. Wczoraj spędziła bardzo przyjemne dwie godziny w towarzystwie swojego kochanka. Teraz bolały ją hmmm…. uda?

Jej kochanek miał 45 lat, był oczywiście bardzo doświadczonym prawnikiem, był kompletnie łysy  za to z wystającą szczęką i brunet.

To ostatnie jeśli nosił koszulę można było poznać dopiero po włosach łonowych. Jeśli zamiast koszuli miał na sobie t-shirt uważne oko mogło to dostrzec niewielkie ciemne włosy na przedramionach.

Na klacie się golił. Nogi też.

Miał 17 cm grubego chuja, 35 letnią żonę – radcę prawną (bardzo ładną blondynkę, która jednak do późna zostawała w pracy) oraz psa – jamniczkę, którą nazywali Ripley.

Dzieci nie mieli.

Tak, kobiety, które umawiają się z żonatym mężczyzną to te które dawno, dawno temu mówiły, że tego nigdy nie zrobią.

Młoda lisica też tak kiedyś mówiła i to mniej więcej ze dwa lata temu. Później poznała pewnego mężczyznę o imieniu Artur, który obiecał jej wiele rzeczy, nie dotrzymał żadnej, przeleciał kilkakrotnie a później zostawił. A wiązała z nim pewne nadzieje. Od tego momentu zradykalizowała swoje podejście do płci męskiej. To JEJ miało być przyjemnie. Koniec, kropka.

A co do kochanka, w małżeństwie był on macho. Lisica niewłaściwa wykorzystywała go zaś czysto instrumentalnie.  W takim przypadku nie ukrywajmy kluczowa jest wielkość instrumentu i sprawność w jego używaniu a nie jakieś dodatkowe romantycznie pierdoły.

A poza tym?

„Przywieź mi papierosy.” To o pierwszej rano. Oczywiście, że przywiózł.

„Jeśli natychmiast nie przyjedziesz,  to więcej możesz się tu nie zjawiać.” Klął, wyzywał ją od wrednych suk, ale przyjechał.

„Odwieź moją przyjaciółkę do domu.” To o starej lisicy. Odwiózł.

W mordę otwartą dłonią waliła go cały czas. Profilaktycznie. Podejrzewała, że to lubi. Młoda lisica wiedziała, kiedy ma faceta pod całkowitą kontrolą. Mówiąc szczerze trochę zaczynało ją to nudzić.

Krzysztof w dalszym ciągu stał w korytarzu  szarpiąc się z niszczarką.

- Wiesz co? Ja chyba za niego wyjdę – stwierdziła Lisica niewłaściwa patrząc na nieświadomego niczego Krzysztofa.

- A po Ci taki wypłosz? – zainteresowała się starsza lisica.

Młodsza lisica założyła nogę na nogę po czym uśmiechnęła się promiennie pełnymi ustami. Wyglądała przy tym trochę jak ruda Emma Stone, tylko z o wiele większym biustem.

- Będę miała męża. I tym razem to nawet swojego! – odpowiedziała i ostrożnie poprawiła się na kanapie.

8648_68cb


Polskie kobiety są źle wychowane

$
0
0

Mając 29 lat mam jakiś tam plecaczek z doświadczeniem na kilka książek. Średnio na rok mojego życia przypada 0,5 Kobiety, nie wiem czy to jest dobry wynik – w końcu mówi się, że nie liczy się ilość tylko jakość. Za każdym pierdolonym razem starałem się całkiem w inny sposób, trenowałem niczym pilny uczeń z zakonu Shaolin. Jak trzeba było trzymałem celibat do odpowiedniej chwili, czasem atakowałem niczym wilk nie patrząc na jej faceta czy nie myśląc o tym co będzie później. Szczerze to zawsze uważałem, że polskie dziewczyny – kobiety są po prostu źle wychowane.

Kiedyś słyszałem stwierdzenie, że kobiety są jak samochody, jedne się dobrze prowadzą inne trochę gorzej. Chyba trafiałem na same furiatki, zwyrodniałe psychopatki albo kobiety, które nie wiedziały czego chcą, a jak wiedziały to nie mogłem im tego dać, bo nie wiedziałem, że one tego chcą. Tym bardziej mój problem jest po prostu cały czas powtarzany, jakbym odgrywał rolę w teatrze i za każdym razem bym się mylił na innym epizodzie.

Odnoszę wrażenie, że polska kobieta wychowana w zwykłej rodzinie, gdzie dziadkowie zapierdalali gdzieś w fabrykach całe życie i teraz ledwo żyją lub już nie, a rodzice to dorobkowicze, mający firmę założoną w latach 90 i ciągną interes do dzisiaj lub robiący w tych samych fabrykach co rodzice.

Pewnie oglądałeś kiedyś serial „40 latek”, gdzie kobieta siedzi w domu, a mąż pracuje gdzieś tam na dobrym stanowisku. Ty jesteś bliżej tego pokolenia, bo jesteś trochę starszy. A mimo to ja siedzę i spotykam się z dziewczynami od 19 po kobiety do lat 32… i co? Widzę to samo zło.

Kobieta teraz myśli tylko o pieniądzach, to facet ma na nią zapierdalać, ma być jej wołem. Czasem mu da dupy na święty spokój (w końcu za darmo to nawet ci żona nie da…). Mamusia, córeczkę wychowała wzorowo – spotyka się z jakimś tam Andrzejkiem, dobry z niego chłopak, czasem leci do kolegów się nachlać i się kłócą czy rucha jakąś na boku, no ale przecież to normalne. Chłopak ma samochód (tata ma firmę) i dom postawiony na obrzeżach miasta, a co ona robi? Ona ma jakiś tam salon kosmetyczny, który bardziej jest hobby niż zarobkiem, bo po co żonie dawać kasę na te wszystkie upiększacze, skoro może sobie otworzyć swój interes i nie jest źle.

Stale tylko kasa i kasa… widziałeś tę Słowaczkę (Nicky Tučková), która szuka bogatego Polaka (dziwię się, że jeszcze jej nie dorwałeś! :D ). To jest coraz bardziej pojebane… same księżniczki, a książąt brak.

Moja the best friend (ta od oceny twojej książki) stwierdziła, że to wina facetów, bo nic sobą nie reprezentujemy, że same grubasy albo brzydale, że faceci o siebie nie dbają, nie uprawiają sportów i nie mają szansy na lepszą kobietę. Mówi mi także o charakterach, że faceci są za miękkie pały i nie potrafią poderwać ładnej dziewczyny…

Sam czasem czytuję pewne gazety o męskich problemach typu – polscy mężczyźni są coraz mniej męscy, nie radzą sobie z kobietami i tu jest problem. No ale spójrz kurwa na ShowUp! Co tam się dzieje, gówniary po 15 lat pokazują dupy za żetony. Mam poznawać kobiety takiego pokroju, które machają dupą na lewo i prawo, a ja zjebany z pracy wrócę i ona mi powie, że nie ma siły się kochać… no nie ma co się dziwić.

Jakby się przy mojej transmisji masturbowało 6500 kobiet to też byłbym spełniony! (będzie załącznik ze zrzutami). Dobra, no ja też se oglądam trochę ShowUp i mam nawet jedną koleżankę, którą tam poznałem. Na szczęście nie rzucam pieniędzy na takie pierdoły (wbijam się na sępa i czekam aż ktoś rzuci żetonami, żeby laska się pokazała z lepszej strony – nie powiem, że od dupy strony hehe). Najgorsze jest to, że nawet na początku się zbulwersowałem, bo nie chciałbym, żeby moja córka tak robiła. Napisałem do tego portalu, ze coraz więcej dzieciaków wchodzi i dorzuciłem screeny na których są niepełnoletnie osoby pokazujące nagie ciało. Oni mi odpisali, że ich to nie obchodzi, nie ma w polskim prawie restrykcji, osoba sugeruje, że ma ukończone 18 lat i kropka.

Od pół roku mieszkam w Anglii, mówią, że tu same grube parówy i nie ma co wyrwać. No może i tak, ale te młode między 18 a 23 są jeszcze zjadliwe. Z resztą Anglia z tego słynie, że jest wielu obcokrajowców.

Mieszkam pod Oxfordem (w którym 90 procent studentów to Azjaci – Japonki rulezzz), u mnie w miasteczku poznałem już kilka Hiszpanek, Włoszek i Angielek… myślałem, że karta się odwróciła i w końcu znajdę coś dla siebie, bo młody już nie jestem, a na wygląd oceniają mnie zazwyczaj na 8 lat mniej… ale wynika z tego, że zaczynam się martwić o siebie. Spać wręcz nie mogę… bo się zastanawiam czy może ze mną jest coś nietegens?

Przecież nie mam żadnych wad! No dobra, mam chory kręgosłup co jest w sumie niewidoczne, wyglądam normalnie jak facet, nie obrośnięty, brzuszek mi lekko wyszedł (kręgosłup), w kwestii wzwodu też nie mam problemu i wielkość moim zdaniem jest odpowiednia (chodziłem rok na siłownię i basen – przewijałem się przez prysznice i porównując to trafiłem na kilka przypadków większego sprzętu, więc myślę, że średnia europejska mnie nie dotyka, a przy wzroście 173 to chyba jest jakiś powód do dumy?). Nie wstydzę się rozmawiać z kobietami, choć czasem po prostu uciekają mi jak piasek przez palce. Często  mają swoich facetów lub tłumaczą, że kończyły niedawno skomplikowany związek i chuj bombki strzelił.

Ostatni związek zakończyłem od razu po sylwestrze, więc prawie rok już mija mojej abstynencji, chyba jeszcze tak długo nie ruchałem… :D ok rozumiem istnieją agencje, ale mnie to nie kręci. Jednak mam jakiś samozachowawczy odruch poderwania „mięsa”, niż rzucać się na coś łatwo dostępnego. Jestem czasem bardzo wybredny, ale nie egocentryczny.

Tydzień temu natknąłem się nawet na typa na youtube, który ukazuje jak powinno się podrywać dziewczyny – szkoda tylko, że chłopak to robi na przypale łapiąc laskę na ulicy i z tych jego wniosków wynika, że po prostu i tak mimo swoich cudownych metod nie wyrwał nic co miało by jakiś permanentny charakter. Nawet po przeczytaniu dwukrotnie “Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy” – John Eldredge kompletnie mi się nie polepszył humor, ani tym bardziej uczucie, żebym miał jakieś większe nadprzyrodzone moce do podrywania.

2605_82a4_500



Jak napisać książkę?

$
0
0

Zacząć pisać książkę jest stosunkowo łatwo. Pewnie każdy choć raz w życiu próbował, wyobrażając sobie jak to będzie być sławnym, zajebiście znanym literatem przed którym kobiety padają na kolana i zabierają się w szybkim tempie za rozpinanie rozporka. (Jeśli ci się uda pamiętaj aby w trakcie tej czynności pociągać flaszkę co najmniej Jacka Danielsa. Nie żeby był szczególnie dobry, po prostu dobrze się prezentuje wizualnie.)

Ewentualnie kobietą – pisarką, która za uzyskaną gażę kupuje sobie chałupę w Toskanii czy jakiejś tam Prowansji, lepi własnoręcznie makaron, tłucze pająki po kątach i przygotowuje kolejny bestseller.

Większość osób odpadała na etapie, czekajcie hmmm….  ot tak drugiej strony. Przy sprzyjających okolicznościach – przy początku trzeciej. Ja wiem, że wielu z was ma potencjał taki że gdyby chciało zdmuchnęłoby mnie jednym pociągnięciem klawiatury.

Orientuję się, że wasz talent literacki jest ode mnie większy, przyjmuje to z pokora i nawet wiecie w których miejscach należy wstawiać przecinki. Ale, różni nas jedno. Ja swoją pierwszą książkę skończyłem. Wydałem. Ba, nawet zarobiłem na niej jakiejś pieniądze.

Może się podobać mniej albo bardziej, ale jest. Wasza jest co najwyżej w wyobraźni. Bo, najtrudniejsze w pisaniu książek jest nie rozpoczęcie pisania, ale skończenie.

Czasami wystarczy coś zrobić na 80 proc. I to, że podejmiesz ten trud różni cię od innych.

Od razu powiem – jeśli chcesz pisać dla pieniędzy – daruj sobie. Prawdopodobieństwo, że zarobisz na swojej pierwszej książce jakiekolwiek pieniądze jest właściwie żadne. Owszem ja jestem wyjątkiem. Ale wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Pierwsze książki pisze się bowiem żeby zaspokoić swoje ambicje. Pisze się dla lokalnej, środowiskowej chwały i dup. Męskich też. Jeśli więc przy okazji uda ci się zaliczyć kilka  fajnych rudzielców z cyckami albo bez – potraktuj to jako wystarczające honorarium autorskie.

Napisałem Pokolenie Ikea, aby jeszcze bardziej nadmuchać swoje ego. Teraz jeździmy dwoma samochodami, bo ego w jednym ze mną się nie mieści.

Ale do rzeczy.

Piszę na laptopie (co nie znaczy, że mam coś przeciw komputerom stacjonarnym). Najlepsze rezultaty mam klepiąc w dwóch sesjach. Pierwsza startuje od 8 rano i trwa do 14, druga zaczyna się koło 15 i trwa mniej więcej do 19. Tak, muszę wtedy brać urlop. Tak, nie odpocząłem zbytnio w tym roku.

Pokolenie Ikea powstało na Macbooku, Pokolenie Ikea Kobiety na Macbooku pro. Nie jest to żaden warunek konieczny po prostu stwierdzam fakt. Równie dobrze można używać dłuta i ściany. W ostatecznym rachunku liczy się pomysł i determinacja.

Są specjalne programy do pisania książek np. Ulysses III. Kupiłem, nie spodobało mi się.

Używam czcionki Times New Roman, piszę w Wordzie, każdy rozdział to odrębny plik, wszystkie trzymam na Dropboxie, tak aby w przypadku jeśli coś się stanie z komputerem – książka była cała.

Zaczynam od rozpisania scena po scenie tego co ma się tam znaleźć. Wiem to nudne. Ale skąd masz wiedzieć co się tan znajdzie jeśli tego wcześniej nie zaplanujesz??

Tym samym zwiększasz szanse na to, że dojedziesz z tym karawanem do końca.

Pisz więc jak to ma wyglądać. Tak prezentował się plot (oczywiście fragment) mojej drugiej książki, który wysłałem do wydawnictwa:

„Książka startuje od próby zamieszkania przez Olgę i Czarnego razem co nie wychodzi bo ona jest zbyt wymagająca a on niezależny a poza tym dowiaduje się co on robił w łazience na  koniec pierwszej części.

Po wyprowadzce Czarny na początku dużo pije a później wdaje się w romans z Ruską Blondyną (rozwinięcie wątku Pokuszenie obecnego na blogu) a później z Ciemną Blondyną.  Dużo silniejszy niż w jedynce jest wątek korporacyjny, chcę dać kilka scen Czarnego w sądzie i w pracy.”

Myśl wątkami. Pisz wątkami. To oznacza, że jeśli masz jakiś pomysł jak powinna rozwijać się akcja, opisz go od początku do końca zanim weźmiesz się za następny.

Pisz z bebechów. Jeśli masz moment w którym zaczynasz się wahać czy o czymś napisać czy nie, bo możesz kogoś urazić to lepiej  nie pisz w ogóle. Czym mocniej wstrząśniesz czytelnikiem, tym bardziej będzie chciał czytać dalej.

Pamiętacie taką książkę „Samotność w sieci” Janusza Leona „Skutera” Wiśniewskiego? Tam jestwątek kiedy główny bohater zakochuje się w głuchoniemej dziewczynie, która umiera w trakcie operacji. Operacji, którą robi dla niego aby odzyskać słuch. Ta historia zbudowała całą tą książkę i jej sukces. Pisanie polega na tym, że wyrzucasz to co cię boli w nadziei, że szarpniesz dłonią za jelita innych, wkładając im rękę do trzewi.

Skończyłeś?/Skończyłaś? To teraz czytasz całość od nowa szukając miejsc gdzie jest rozwlekle, za mało dynamicznie, gdzie są powtórzenia, uwierz spokojnie całość można skrócić o jedną trzecią.

Pokolenie Ikea w oryginale miało ponad 300 stron. W druku trochę ponad 180. Dlaczego tak się stało będzie już w kolejnym odcinku.

Masz pytania? Zadaj je pod tym tekstem.

W kolejnych odcinkach będzie:

Jak wydać książkę?

Jak wypromować książkę?

4933_a93c_500


Aplikant

$
0
0

Ryszard, lat 27, łysy na głowie i włochaty w pozostałych częściach ciała jak irlandzki seter wszedł z impetem do gabinetu Wielkiego JO i postawił mu na biurku whiskey Kilbeggan 0,7 litra o zapachu świeżo wyciskanego ananasa.

Że, pachnie ananasem sprawdził na stronie internetowej. Że. jego tutor lubi irlandzką whiskey powiedział mu kolega z rodzimego miasta, czyli Łodzi, który miał kiedyś okazję współpracować z JO.

Nie wiedział, że kolega skłamał, ewentualnie wykazał się niewiedzą. Zasadniczo JO najbardziej lubił pić bimber a jeszcze bardziej bimber swego wujka Staszka (wujka od strony ojca) pod ogórka i skibę razowego chleba.  I kawałek wiejskiej kiełbasy. Tak, nie zapomnijmy o kiełbasie.

Ale mimo wszystko JO poczuł się dumny sam z siebie. Jego reputacja go wyprzedzała.

Spojrzał łaskawie na młodego a jego lico pękło na pół ujawniając wilczy uśmiech.

Jo odchylił się na krześle i wystawił pierwszy palec. Wskazujący.

Rysiek oglądał go w skupieniu.

- Po pierwsze najważniejsza jest faktura. No, może być jeszcze paragon – wyjaśnił Jo Ryśkowi.

- Po drugie – Jo odgiął starannie wypielęgnowany paluch. – Klient składa się z dwóch części. Obligatoryjnej, czyli faktury….

- ….albo paragonu – podpowiedział usłużenie Rysiek a Jo spojrzał na niego przychylnym wzrokiem.

- I fakultatywnej, czyli całej reszty – dokończył.

- A po trzecie – Jo odgiął trzeci paluch. – Adwokat po sprawie, jak kurwa po zabawie. Pieniądze bierzesz zawsze przed. Chyba, że lubisz tracić czas, na dzwonienie i szukanie klienta.

Rysiek pokiwał głową z uznaniem. Tak, takiego mentora szukał.

Jo świetnie przygotowywał panów aplikantów. Spod jego skrzydeł wychodziły na rynek najbardziej zachłanne na kasę prawnicze predatory.

6666_c4e2_500

 


Jak wydać książkę?

$
0
0

Oczywiście napisałeś/ napisałaś świetną książkę. Nie masz co do tego wątpliwości prawda?

Nie jesteś celebrytą, nie jesteś Chodakowską, nie występujesz w telewizji, nie znasz nikogo w żadnym wydawnictwie komu mogłabyś porządnie obciągnąć?

To teraz weź rękopis. Masz? Idź do kuchni. Otwórz szafkę.  Otwórz kosz na śmieci. Wrzuć tam wydruk.

Bolało?

To powtórz jeszcze raz aż się znieczulisz.

I uświadom to sobie: nikt do kurwy nędzy nie czeka na to co napisałaś/ napisałeś.

Swoją pierwszą książkę wysłałem do 10 największych wydawnictw w tym kraju. Wiecie ile chciało ją wydrukować? ZERO.

Wiecie ile mi  w ogóle odpowiedziało, że to co napisałem do niczego się nie nadaje ale życzą mi powodzenia? Ze trzy.

Czy to bolało? Jasne, kurwa. Czujesz się jak totalny nieudacznik. Czujesz jak ktoś bierze zbliża swoją twarz do twojej a następnie kopie cię z całej siły w jaja.

I pyta: WSZYSTKO OK?

Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Jestem absolutnie przekonany, że mało kto ją czytał.

To znaczy może był jakiś frajer, który przerzucił kilka stron zanim wywalił całość do kosza, ale śmiem wątpić.

Książka, która później sprzedała się w 20 tys. egzemplarzy (na rynku gdzie sprzedaż 4 tys. jest sukcesem) gówno ich interesowała.

Wiecie co to jednak również znaczy? Oni mylą się bardzo często. Oni często nie mają wyczucia i nie wiedzą co zaskoczy a co nie. Żyją w świecie analogowym i boją się z niego wyrwać. Wybierają więc najbezpieczniejsze drogi.

Ale oczywiście dlaczego masz sobie odmówić tego upokorzenia?

Każde wydawnictwo ma u siebie na stronie internetowej zakładkę kontakt. Tam będą wytyczne w jakiej postaci ma być nadesłany rękopis. Część chce go w formie drukowanej, część w formie elektronicznej. Aha, nie dostaniesz go (druku) już z powrotem. Tak, przykro mi.  Do kopii dołączasz tzw. plot z informacją kim jesteś (jeśli jesteś ładną laską na pewno to nie zaszkodzi) oraz o czym dokładnie jest twoje dzieło, rozdział po rozdziale.

Ok. Napisałaś/napisałeś hita, wydawnictwo go wzięło i książka zaczęła się sprzedawać niczym szponder na ruskim targu?

Są i takie przypadki. Marek Krajewski napisał „Śmierć w Breslau”, wydało go Wydawnictwo Dolnośląskie i BUM był wielki hit.

Wspomniany wcześniej Janusz Leon machnął „Samotność w sieci”, wydało to „Czarne” i znów jebut gigahit – w sumie tego zeszło pewnie ponad pół miliona egzemplarzy.

Żeby było zabawniej Stasiuk, kiedy to czytał ryczał.

Albo szanowna pani Masłowska z „Wojną polsko ruską?”. Pierwsza książka i od razu została nową, piękną twarzą polskiej literatury i to w dodatku zbuntowaną i w dresie.  Tak, bywają cuda.

Pamiętajcie też o tym, że Michał Witkowski zanim napisał i wydał „Lubiewo” wydał trzy albo cztery jakieś pierdalasy. Twardoch zanim rozbił skarbonkę za „Morfinę” wyprodukował z 10 innych książek.

Wysłałaś/wysłałeś swoje dzieło do 10, 15, 20 dużych firm i nic nie przyszło poza stertą śmieci?

Co robić?

Opcje są trzy.

1. Weź leżak. Weź kieliszek wina. Ustaw go przed basenem. Popatrz sobie na laski. Widzisz te balony? Widzisz te zgrabne tyłki? Byłyby twoje gdyby cię wydali! Więc bierz się leniu do roboty. Albo siedź na tyłku i użalaj się nad sobą (tylko kup sobie hipsterską czapkę i załóż szalik, będziesz robić za niezależnego twórcę).

2. Możesz teraz wydać e-booka, a następnie zacząć go promować licząc na karierę na miarę E.L. James (tak to ta od Greya). Na początek napisała swoją książkę jako fanfiction „Zmierzchu”, później wsadziła ją na stronę internetową a jeszcze później wydała jako e-book. I co? Udało się jej! To hit na skalę światową, który sprzedał się w większej ilości egzemplarzy niż Harry Potter.

3. Wsadź kciuk w usta i powiedz: da, da.

Ja, wybrałem inną opcję. Skoro wszyscy mówią ci że wyglądasz jak kaczka i kwaczesz jak kaczka to może zacznij szukać sporej kałuży aby się potaplać.

Pokolenie Ikea w oryginalnej wersji miało ponad 300 stron. W jeden wieczór usiadłem na tyłku i pokroiłem całą książkę starając się ją jak najbardziej zdynamizować. Owszem bardziej podobała mi się pierwotna wersja, ale skoro jestem kaczką…

Postanowiłem, że taką okrojoną wersję wydam sam. Sprawdziłem jednak jak to wygląda i doszedłem do wniosku, że jest z tym za dużo zachodu.

Trzeba znaleźć kogoś kto ci zrobi korektę, zaprojektuje okładkę, załamie całość a na dodatek nikt od ciebie nie będzie chciał pojedynczej książki aby wsadzić ją do dystrybucji.

Musiałem znaleźć kogoś do spółki. Negocjowałem z dwoma wydawnictwami, które specjalizują się w wypuszczaniu na rynek książek debiutantów. Oczywiście pod warunkiem, że ci debiutanci pokryją koszta swoich fanaberii.

Po namyśle wybrałem Novae Res.

Dlaczego? To nie ma znaczenia moi drodzy. Cokolwiek bym napisał byście potraktowali i tak jako reklamę.

Wydałem 4.7 tys. zł. z pełną świadomością, że realizuję swoje hobby. Mogłem sobie kupić nowy telewizor, którego nie potrzebuję. Zamiast postanowiłem wydać książkę, która jest ciut bardziej oryginalna niż nowa plazma (lubię plazmy).

Dlaczego mi się udało? O tym będzie w trzecim odcinku.

1765_4e5f


Żadna kobieta nie rodzi się suką. Sukami jesteśmy przez was

$
0
0

To wy doprowadzacie nas do tego stanu.

Pana X poznałam na ulicy. Dosłownie. Zaszedł mnie od tyłu, poprosił o numer telefonu. I poszło. Ja miałam 20 lat, on 30. Pierwsza randka, pierwsza noc. Po roku zniknął. Byliśmy umówieni na kolację. Spóźniał się. Zadzwoniłam. Poinformował mnie, że wyjechał i że kiedyś mi to wyjaśni. Bez słowa, wyjechał za granicę.

Bez słowa zniknął z mojego życia.

Wcześniej poinformowałam go, że jestem w ciąży. Oczywiście niechcianej. Chciał pozbyć się problemu, ja nie wiem czego chciałam.

Jakim trzeba być skurwysynem, żeby potraktować tak, niby niedoszłą, ale jednak, matkę swojego dziecka?

Nie miałam nikogo oprócz niego, nie miałam pracy, pieniędzy, mieszkania. Któregoś dnia weszłam na drogę, niby widziałam samochód, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Problem zniknął.

Niecały miesiąc późnij dalej byłam na skraju załamania. Tabletki brałam garściami jak lentilki.

Jak się potem okazało nawet nie znałam jego prawdziwego nazwiska. Wszystko było kłamstwem. Imię, nazwisko, praca. Nie wiem o nim nic. Rok życia spędziłam z kimś kogo nie było. Pewno każdy zastanowi się teraz jak można być taką idiotką. Jak można dać się tak oszukać? Kochałam – ufałam.

To nie jest cała historia. Ma gorsze fragmenty, ale nie jestem w stanie o nich napisać. Wolę o nich zapomnieć i udać, że to się nigdy nie wydarzyło. Czasami to działa. Minęło sporo lat, a ja nadal codziennie myślę o tym jak mogło potoczyć się nasze życie, płaczę na widok dzieci i widzę go w większości mężczyzn których mijam. Wszyscy uważają mnie za twardą i nie do zdarcia, ale ile nocy przepłakałam, nie zliczę.

Stałam się chyba typową suka z pokolenia ikea. Jestem wredną materialistką, z dobrą pracą, z odpowiednią ilością pieniędzy, z kredytem hipotecznym w złotówkach. Oprócz tego, że jestem kompletnie niezależna, to na dodatek zgrabna i chyba ładna.

Dużo piję, palę, imprezuję. Umawiam się z nieodpowiednimi facetami, jednocześnie poszukując tego jedynego. Jedyny – to znaczy – odpowiednio bogaty, przystojny, ustawiony. Każdy kolejny wydaje mi się za biedy i za mało zajebisty.

Albo ma za stary samochód, albo nie ubiera się jak powinien. Związek uważam za wymianę korzyści. Związek z rozsądku. Nie chcę się zakochać, kto się zakocha ten przegrał. To mnie mają kochać, ja nie chcę kochać nikogo. Od mężczyzny oczekuję jedynie zapewnienia mi odpowiedniego statusu społecznego i góry pieniędzy.

Może mieć kochanki, udam, że nie widzę. Ale dostęp do konta mogę mieć tylko ja.

Do tego się tylko nadajecie drodzy panowie. Więc przestańcie udawać zgorszenie tym, jak traktują was kobiety. Nie zasługujecie na lepsze traktowanie.

8153_cd47


Jak to zrobiłeś? (czyli jak wypromować książkę)

$
0
0

Wiele osób zadaje mi pytanie: jak ty to zrobiłeś? I nie zadawala ich całkiem prawdziwa odpowiedź: miałem fart, nic więcej.

Bo, to mało romantyczne jest.

Ma być pot, krew, łzy i mają być zdejmowane staniki.

No, więc w trakcie zrobiłem kilka razy pelikana ze zdziwienia, płakać to ostatnio nie bardzo, ale wzrusza mnie scena kiedy Bruce Willis wysadza się na Armagedonie. A z krwią to a i owszem zalała mnie kilkakrotnie.

Jakiś czas temu oglądałem bardzo zabawną prezentację rzuconą przy okazji jednego ze spotkań blogerów na którym autorka przedstawiła dlaczego jej nie wyszło ze sprzedażą książki mimo, że zrobiła WSZYSTKO, WSZYSTKO, WSZYSTKO.

Przykład proszę:

Zrzut ekranu 2013-12-01 o 14.22.01

Zrzut ekranu 2013-12-01 o 14.22.32

Kiedy już otarłem łzy cieknące mi z oczu sobolowym futrem – to było zaraz po tym jak przeczytałem fragment o rozdawaniu książek zaprzyjaźnionym osobom z branży reklamowej i aktorkom – pomyślałem ludzie wy naprawdę myślicie, że jeśli dacie coś komuś za darmo to będzie was promował?

Ludzie będą was promować jeśli was kochają. Jeśli przy waszych książkach płaczą. Jeśli czytają i nie mogą się doczekać co będzie na kolejnej stronie.

Koleżance po klawiaturze w sumie udało się sprzedać 300 egzemplarzy.

Czy była dobra? Nie mam pojęcia. Ale nawet jeśli była wybitna, ten rezultat mnie jakoś specjalnie nie dziwi. Wiele wybitnych książek się nie sprzedało. Sprzedało się za to bardzo dobrze wiele złych.

Żeby książka odniosła sukces potrzebne są dwie rzeczy:

1. promocja

2. dystrybucja

Nawet Kominek wydał swoją drugą książkę w normalnym wydawnictwie, bo sam nie był w stanie wejść z nią do sklepów.

Jak ten model wygląda na dzień dzisiejszy?

Żeby było jasne – jeśli chcesz wydać jedną książkę i wprowadzić ją do sklepów Empik, księgarni Matras etc. usłyszysz również jeden brzęczący w uchu komunikat – nie jesteśmy zainteresowani.

Wiem, bo sam to usłyszałem – przekazuję wam tę wiedze gratis.

Duży hurtownik weźmie książkę od wydawnictwa, które wydaje przynajmniej z dziesięć pozycji rocznie. Co nie oznacza, że trafi ona do wspomnianych sklepów tak aby autor dumny niczym poseł Hofman ze swojego penisa mógł podprowadzać laski pod regał i pokazywać: tak, tu mała stoję. KLĘKAJ!

Jeśli mamy debiutującego autora raczej zacznie od sprzedaży w internecie na merlin.pl i empik.com. Stacjonarne sklepy wezmą ot, ze 20 egzemplarzy.

Szaleństwo prawda?

Jak to mówi Wielki Jo: ech, życie , życie nie głaszczesz ty nas po odbycie. Ale z drugiej strony jak już ktoś się wziął za literaturę, to sam jest sobie winien.

To autor ma udowodnić, że ludzie chcą go kupować. A jeśli tego nie potrafi zrobić – jest wiele innych ciekawych doznań artystycznych, którym można się poświęcić np. depilacja woskiem.

Moja pierwsza rada brzmi: zanim pomyślisz o wydaniu książki, musisz mieć osoby, które lubią cię czytać. Nie mama. Nie wujek. Nie brat. Nie koleżanki z Facebooka – chyba że masz ich ze 3 tysiące.

Musisz mieć z 5 tys. osób, które chcą co rano przeczytać to co masz światu do powiedzenia. Oczywiście, może to być tysiąc. Mogą dwa tysiące. Ale z całą pewnością 20 czy 30 osób to za mało.

Bloga promującego pierwszą książkę założyłem w czerwcu 2010 roku. Dwa lata przed tym zanim pojawiła się ona na rynku. Pisałem po 5 – 6 razy w tygodniu. Tak, pracowałem ciężko przez dwa lata nie mając żadnej pewności, że mi się uda.

Kiedy książka się ukazała wcale na początku nie sprzedawała się rewelacyjnie.

I skończyłoby się na sprzedaniu 1.5 tys. może 2 tys. egzemplarzy gdyby nie FART.

Ale o tym będzie za chwilę.

Wiecie wróciłem do domu o 4 rano i jeszcze mam kaca, więc będę prosty i bezpośredni. Proszę sobie zapamiętać i wkuć raz do pustych łbów: sam internet to za mało.

Te 1,5 – 2 tys. egzemplarzy to  mój sufit jeśli chodzi o sprzedaż książki, tylko dzięki promocji internetowej, albo jak kto woli tylko dzięki temu, że jestem znany w pewnym wycinku sieci.

Nawet jeżeli mojego bloga czyta kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy osób. Bo, wiecie kotki – sieć przyzwyczaiła was, że wszystko jest za darmo prawda?

I teraz nadszedł moment kluczowy to jest dopalenie.

Moje wydawnictwo porozumiało się z tygodnikiem Angora w sprawie druku książki w odcinkach.  I to był ten wielki FART.

Pokolenie Ikea było tam drukowane od bodaj sierpnia 2012 i ludzie zaczęli książkę powoli kupować, choć nikt nie wyłamywał drzwi do księgarni.

A później miałem jeszcze większy fart, bo Angora książkę zwyczajnie przestała drukować ze względu na skargi czytelników (byłem zbyt wulgarny – wyobrażacie to sobie SZOK).

Wtedy byłem trochę zły.  Dziś wychodzę z założenia, że powinienem podesłać do redakcji skrzynkę szampana.

2223_fdec


Peeling

$
0
0

- Nie wiem jak on ze mną wytrzymuje – westchnęła spektakularnie Lisicia niewłaściwa znad stosu teczek z fakturami. Teczki były grube. Jej paznokcie długie, wypielęgnowane i pomalowane na świeżą wiśnię.

- To musi być miłość – wycedziła Lisica Właściwa. Na temat miłości wiedziała już sporo rzeczy. – Miłość jest ślepa – dodała więc precyzyjnie.

- Leżymy na łóżku koło północy.

- Co on u ciebie robił koło północy zamiast być z żoną? – zainteresowała się Lisica właściwa.

- To proste. W delegacji był – wyjaśniła. – I nie miałam peelingu, a dostałam jakiegoś uczulenia na twarzy i dwa kremy żeby go zlikwidować, to chciałam zrobić sobie ten peeling.

Mina Lisicy właściwej nie wykazywała żadnych uczuć. Nawet cycek jej nie drgnął.

- To ja mu mówię, że chcę peeling.

- A on?

- Że chce spać. Kasiu jest północ. Jutro sobie kupisz – mówi. I jeszcze się nie wkurzyłam nawet. Byłam spokojna jest ten kwiat lotosu na tafli jeziora i mu mówię kulturalnie: że chce peeling i że pliz, pliz, plizzzz.

- Poszedł?

- A gdzie tam. Jakieś nonsensowne wymówki zaczął robić.

- Na przykład?

- Że już o tej godzinie to nie kupi bo niby gdzie i przecież już dziś nie będę go robić. Jutro sobie kupisz – powiedział i ipada włączył.

- Bydlę. Nic nie wie o kobietach – skomentowała Lisica właściwa.

- To mu zaczęłam robić awanturę, bo się już wkurzyłam że jakby mnie kochał to by pojechał i jak mu się nie podoba to niech już spada do żony. I się drę.

- I wtedy pojechał?

- Ubrał się, wziął kluczyki od auta i pojechał. Wrócił po 45 minut z jakieś apteki na Bemowie. I jeszcze dwa razy dzwonił czy to na pewno ten, jakby nie mógł zapamiętać baran. Wraca i wręcza mi ten peeling na zasadzie: masz, zadowolona?  I wtedy to mu dopiero zrobiłam awanturę!

Walnęłam go tym peelingiem w łeb i kazałam spadać do domu.  I jeszcze mu teczkę wyrzuciłam na korytarz.

- Za co?

- Wiesz z jaką miną on mi to wręczył???  Jakby mi wielką łaskę zrobił!!!

1012774_10152031972972287_856313363_n8044_510e_500

 


Wyznania suki 3 – Męska przyjaźń

$
0
0

Jakub dostał nową ksywkę. Chuj, po prostu Chuj. Albo Jakub Chuj, pasuje mu jako nazwisko.

Ale musimy się cofnąć jeszcze do czasu, kiedy był tylko Jakubem.  Do tej pory nie wiem czym dokładnie się zajmował, ale dużo siedział w biurze, często wyjeżdżał na tak zwane delegacje. Często pojawiał się w pracy nie na czas i równie często jeździł służbowym samochodem.

Teraz pewnie sobie myślisz, że jestem jedną z tych lasek, którym wydaje się, że faceci to 24h bankomaty, ale nie. Otóż nie, wypieram się.

Chociaż wiem, że ego wam rośnie, kiedy w restauracji to wy wyjmujecie portfel, w myślach zastanawiając się pewnie ile jeszcze takich wyjść przeżyje wasza karta do końca miesiąca. Ale patrzcie na mnie, oto ja, moja złota karta i moja zajebista dziewczyna, za którą płacę.

Zatem żeby nie odbierać tych małych przyjemności Jakubowi, zapraszałam na wypasione kolacje do siebie, kupowałam ładne koszule. Błękitne koszule. Na widok przystojnego, dobrze pachnącego faceta w błękitnej koszuli robi mi się słabo w kolanach i mokro pomiędzy nogami.

Kiedyś spełniając jedną ze swoich fantazji seksualnych (ja – nago, deska do prasowania, błękitna koszula, żelazko i obserwujący mnie facet, który sam to zaaranżował), tak bardzo zaabsorbowałam się całą otoczką sytuacji, że nie dałam w końcu kolesiowi poruchać, bo byłam wystarczająco spełniona.

Jakub pojechał w delegację. Nie dopytywałam.

Kończyło się to oczywiście wyciem w poduszkę, do którego nigdy mu się nie przyznałam. Nie miałam ochoty widywać się wtedy ze znajomymi, ani nawet jechać po nową parę butów. To jest właśnie chujowe we wszystkich związkach, nie ważne jakiego rodzaju, że popadasz w taki pieprzony marazm, kiedy nie masz ochoty widywać nikogo więcej, tylko JEGO. Nic nie jest tak wspaniałe, jak spędzanie czasu z NIM. Tylko JEGO towarzystwo jest balsamem dla Twojej duszy. Rzyg, ale jednak.

Na moje szczęście – lub nie – ten marazm szybko mi mija. Jako osoba ze skrajnym zaburzeniem osobowości, za swój życiowy priorytet obieram szukanie skrajnych emocji.

Zatem, skoro Jakub jest w delegacji, doszłam do wniosku, że już dawno nie szwendałam się po mieście sama..

Z przyzwyczajenia szykowałam się jak na weekendowy one night stand, tylko założyłam buty na płaskim obcasie.

Długo zastanawiałam się, w którą stronę mam iść, ale jakoś melancholijnie w nawiązaniu do Jakuba, udałam się na jego imprezowy plac zabaw, czyli na Mazowiecką. Dwa razy zmieniałam klub, żeby znaleźć taki, w którym ilość sylikonu w cyckach i botoxu w ustach dała mi spokojnie oddychać. Nie wiem, kurwa, skąd te niunie się biorą. Stylówa na droższą dziwkę, ale tańszą Natalię Siwiec jednak robi swoje.

Siedzę, próbuję whisky, której nie lubię, ale lubi ją Jakub.

Z wielkim grymasem, jakbym sobie kreta na język wysypała i pokropiła cytryną. Dostaję dzikich spazmów i wydobywam z siebie przeciągłe ‘bleeeeh’. Udaję oczywiście, że nic się nie stało, bo w końcu kobieta od momentu kiedy zaczyna połykać facetowi, połknąć jest w stanie już wszystko.

Dyskretnie zerkam w lewo, widzę lekko rozpiętą, błękitną koszulę. Dopasowana marynarka, ładne buty. Buty są bardzo ważne. Trochę za niski i za szczupły jak na mój gust. Zbyt delikatne rysy twarzy, ciemny blondyn – też nie mój typ.

Ale uśmiecha się do mnie, więc nie będę leszczem i odwzajemniam.

- Nie pamiętasz mnie – oznajmił. Zaczęłam mu się konkretniej przyglądać, ale pokiwałam przecząco głową.

- Marta, prawda?

- Mhm… Cześć?

(skąd ja go znam???)

Za każdym razem kiedy ktoś mi się przedstawia, zbyt mocno skupiam się na jak najlepszym zaprezentowaniu swojej osoby i wyrecytowaniu seksownym głosem swojego imienia, co kończy się tym, że nie pamiętam kompletnie komu się przedstawiałam i jak ta osoba miała na imię.

- Michał  – dodał.

Okazuje, się że to kolega Jakuba i że poznaliśmy się dwa tygodnie temu i że byłam pijana.

Jak pech to pech. Jakub mnie sprawdza? Nasłał na mnie kumpla??? To może mu na mnie zależy!!!!

Pijemy, idziemy do Mety, pijemy dalej.

Mocno już pijani, wychodzimy zza rogu Nowego świata i idziemy w stronę Palmy.

Zaciągam go na ławkę do parczku przy Sogo. Siadamy, różowe neony świecą nam po oczach. Ja robię się melancholijna i zaczynam długi wywód o tym, jaki to Jakub jest cudowny, troskliwy, kochany.. Oczywiście to, co mówię, to mój mały pokaz zdolności teatralnych. Czekam na jego reakcje, którą mnie nie zawodzi. Nagle dowiaduję się jaki Jakub jest naprawdę i że taka “zajebista dziewczyna jak ja, nie zasługuje na takiego skurwysyna”.

Michał rozwija myśl, ja udaję zaskoczoną.. Robię się smutna. Robi się, kurwa, całkiem romantycznie w świetle neonów Sogo. Zaczynam dramatyzować i oznajmiam, że idę do domu.

On dobrze wie, że mieszkam niedaleko, więc włącza mu się poalkoholowy dżentelmen i stwierdza, że za nic na świecie nie będę teraz szła sama. Chwilę protestuję, żeby jeszcze bardziej wkręcił się w rolę mojego bohatera i pozwalam się odprowadzić.

Jakieś dziesięć minut później stajemy przed moją bramą. Żadne z nas nie chce zacząć się żegnać jako pierwsze, więc odwracam się i zaczynam wpisywać kod do bramy

Przyciska mnie do ściany. Wsadza mi rękę pomiędzy nogi, przesuwa nią delikatnie w głąb. – Jakub też Ci tak robi? – pyta.

- Tak – odpowiadam.

- Nooo… to zaraz zobaczymy, który z nas robi to lepiej.

CDN

1820_1c14

1386_5235



Co ja mam z tym głupkiem, występującym w osobniku żeńskim, zrobić?

$
0
0

Ja i Ona jesteśmy młodzi, poniżej 25, nawet mocno. Ja rok starszy. Poznaliśmy się przypadkiem, spodobała mi się od razu, po miesiącu byliśmy razem. Trwamy w związku od 5 lat, z 3 miesięczną przerwą. To dłużej niż niektóre małżeństwa.

Co tu dużo mówić – jak dla mnie to jest bomba – długie włosy, duże cycki, czasami lekko niezaradna, ale takie, które potrzebują pomocy i mają duże cycki są najlepsze. Skubana ma coś w sobie, że rzuciłbym wszystko i jechał za nią na drugi koniec świata, prócz Niemiec, gdyby  była taka potrzeba.

Nie chcę używać słowa, którego podobno faceci w rozmowach miedzy sobą nie używają, ale tego, że ją kocham jestem pewien. I można mówić, że to młodzieńcze zauroczenie, tyle, że ja mentalnie zawsze byłem i jestem kilka lat przed moimi rówieśnikami. Gdyby nie deficyt budżetowy na koncie to bym się oświadczał.

Ale gdzie leży problem?

W niej. O ile ja ją kocham, a Ona kocha mnie, to dogadać się nie możemy. Oczywiście może być super przez 2-3 miesiące, ale jak następuje kłótnia to wszystko lata, zaczynając od szerokiego wachlarza słów, po przedmioty. Wtedy następuje absolutna nienawiść pod moim kierunkiem, nawet ciężko to opisać, bo normalni ludzie się tak, chyba, nie kłócą.
Po mojej długoletniej analizie stwierdzam, że:
RAZ jest zbyt ambitna, bo wszystko w pracy czy na studiach musi zrobić najlepiej, pierwsza i choćby miała siedzieć całą noc i nie spotkać się z nikim przez 3 dni.
DWA: Robi powyższe bo ma zaniżoną samoocenę, którą i tak nieźle podbudowałem przez ostatnie lata. Wina leży w dzieciństwie, ale tu nic się nie cofnie.
TRZY: Nikt inny nie da Jej tyle, nie mówię o kwestiach finansowych, ile ja. Bo nikt inny Jej tak nie zrozumie i nie będzie kochał. Poza tym po każdej kłótni i tak Ona ryczy i zagłębia się w pracy i nauce, ale upiera się dobre kilka dni, że wina leży we mnie – a potem i tak patrzy realnie i przeprasza za swoje zachowanie. Z płaczem. I nie tylko.

I co ja mam z tym głupkiem, występującym w osobniku żeńskim, zrobić?

Mógłbym zostawić, mógłbym zdradzić, mógłbym się oświadczyć. – ale to nic nie zmieni. Poza tym na dwa pierwsze nie mam ochoty, a na trzecie wystarczająco gotówki.

PS: Rady dotyczącej innych kobiet, koleżanek i dziewczyn na jedną noc nie przyjmuję, bo w czasie niejednej kłótni miałem okazję i stwierdzałem, że NIE – bo żadna z potencjalnych kandydatek nie dorastała mojej do pięt. Do pięt.

Imię pozostawię anonimowe, przyjmijmy, że Adam, ten od Ewy.

Mógłbym napisać że nie wierzę w związki które zaczynają się bardzo wcześnie, bo prędzej czy później albo ona (zaskakująco często jest to ona) albo on będzie chciało nadrobić to co stracili nie kopulując z dostatecznie szerokim wachlarzem osobników płci przeciwnej.

Ale odpowiem ci tak: rób to co robisz i pogódź się z tym. Jeśli miota ciężkimi przedmiotami, robi awantury, ryczy znaczy, że kocha i że zachowuje się jak klasyczna kobieta.

Jak przestanie – znaczy, że przestało jej zależeć. Koniec. Kropka.

PS. Co nie znaczy że powinieneś się zachowywać jak miękki flet. Kobiety strasznie lubią podporządkowywać sobie facetów a później są rozczarowane, że się to im udało.

2549_6dcb_500

1596_f4e1


Spodnie

$
0
0

- Umówiłam się z nim. Miał przyjechać do mnie a wiesz jak nie lubię swojego mieszkania – westchnęła ciężko Lisica niewłaściwa.

- Wiem – stwierdziła Lisica właściwa i dmuchnęła prosto na swoje paznokcie, które schły.

Lisice doskonale wiedziały, kiedy zrobić sobie przerwę. A nawet jeżeli w jej trakcie ktoś czegoś chciał wywalały go za drzwi.

W miarę upływu czasu doskonale się zorientowały, że ludzie dzielili się na trzy rodzaje. Tych, którzy się Lisic bali (zwłaszcza właściwej), tych którzy ślinili się do ich dekoltów oraz szefostwo.

Szefostwo tu nie zaglądało – a poza tym i tak leciało na ich cycki. Można dużo mówić na temat tego jak w pracy ważny jest profesjonalizm, punktualność, kreatywność i zaangażowanie. Ale w rzeczywistości nic tak nie ułatwia pracy w kopro jak zgrabna dupa, twarde uda i jędrne piersi.

- Byłam napalona jak , jak, jak – Lisica niewłaściwa szukała barwnego porównania… … komornik na szafę. Jak Siwiec na silikon, jak Trybson na świnię….

Lisica niewłaściwa mogła tak długo wymieniać, bo i faktycznie była strasznie napalona na tego gościa. Miał w sobie coś.

- Czasu nie miałam zbyt wiele, bo umówiliśmy się tego samego dnia co było spotkanie.
Działałam w popłochu.
Najpierw ogarnęłam ile mogłam mieszkanie. Odkurzanie. Mycie podłóg. Przetarcie kurzu. Zmywanie (Lisica niewłaściwa gotowała rzadko, ale szklanki miały to do siebie, że się brudziły same).

- Ponieważ mieszkania odgruzować się w pół godziny nie dało, wyszłam z założenia że lepiej się wziąć za siebie. Pierdolnik miałam zamiar przykryć głębokim dekoltem.

Lisica właściwa pokiwała ze zrozumieniem głową. Sama w takich wypadkach praktykowała podobny sposób.

- Wzięłam szybki prysznic. Przez moment zastanawiałam się czy nie pobawić się gąbką aby zbić ciśnienie i nie wyjść na zbyt łatwą ale była do jego przyjścia jakaś godzina więc wyskoczyłam jak poparzona z wanny. Wtarłam w siebie kilka litrów różnego rodzaju balsamów - do tyłka, do cycków, do nawilżenia, do rozświetlenia, perfumowany, wyszczuplający… A i jeszcze antycelulitowy. Ten ostatni rzecz jasna profilaktycznie…- zełgała nie mrugając nawet okiem Lisica niewłaściwa.

- Oczywiście – zełgała Lisica Właściwa.

- Makijaż był wyjątkowo szybki, bo tylko 40 minut. Skleiła mi się rzęsa, ale czasu już nie było więc postanowiłam że dekolt będzie wyjątkowo nawet jak na mnie głęboki. Mam na dnie szafy taką koszulkę na specjalne okazje. Trochę za małą  - Lisica niewłaściwa zatrzepotała rzęsami.

- Słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram.  Ten rzuca mi szybkie “cześć jak się czujesz”. I muska mnie wargami w policzek, który w ostatniej chwili wysunęłam w jego kierunku tak by nie udało mu się wcelować w usta.  O pozory trzeba dbać. Przyniósł wino więc zaniosłam je do kuchni kręcąc tyłkiem tak, że wybałuszył gały.

- I co? – Lisca właściwa obejrzała krytycznie swoje paznokcie. Postanowiła, że nie będzie na nie już dmuchać. Istniało zbyt mocne prawdopodobieństwo, że odpadnie jej świeżo położony lakier.

- Zbliżył się gdy stałam przy blacie i po prostu zwyczajnie, bezczelnie, bez mojej zgody zaczął mnie całować. No, wyobrażasz sobie???

- I oczywiście zaprotestowałaś?

- Oczywiście, że nie – Lisica niewłaściwa wzruszyła ramionami. – Zaczął zdejmować mi bluzkę, ja mu zaczynam ściągać koszulę, on niesie mnie do sypialni, pośladkami dotykam jego krocza,  i widzę że ostro na niego działam, ale nie sądziłam, jednak, że aż tak.

On rzuca tekst “oh skarbie”. Ja mam ochotę aby rzucił mnie na łóżko, zerwał ze mnie stanik i rżnął przez jakieś pół godziny a później zmienił pozycję. A on?

Lisica właściwa podniosła pytająco wzrok.

- Nic. Nadal się ślini i mnie całuje. Gdy już straciłam nadzieję , wsunął mi rękę między pończochy a majtki. Liczę że wreszcie, wsunie pod majtki. Wypinam się jak kotka i słyszę głośnie i długie stęknięcie. Potem na chwile zapada krępująca cisza.

- I? – Lisica właściwa się zainteresowała.

- I następuję jeszcze bardziej krępujące “Przepraszam. Ale sama widzisz jak na mnie działasz…” „Tak mnie podniecasz… Twoje ciało … twoje ruchy „ Wybacz ale już dłużej nie mogłem ….”

- A co dalej?

- Ulotnił się do łazienki by zaprać spodnie od garnituru.

1831_1c5a_500

5134_4357


Czy nasz związek mieści się w granicach normy?

$
0
0

Jestem zodiakalną wagą. Kiedyś przeczytałam w horoskopie, że kobiety wagi lubią zwierzęcy i brutalny seks. I tak jest w moim przypadku. Z pozoru jestem bardzo miłą, sympatyczną kobietą. Dlatego niektórzy mężczyźni nie umieli sobie poradzić z moim temperamentem. Miałam kilkunastu partnerów seksualnych. Jednemu facetowi podczas seksu powiedziałam: ‘uderz mnie w tyłek do cholery!’ Był bardzo zakłopotany a ja dodałam: ‘jesteś facetem czy nie!’

To był bardzo krótki związek.

Raz w Biedronce flirtowałam z facetem przy bananach. Napisał mi na kartce imię Stanisław i swój numer telefonu. Odezwałam się do niego. Umówiliśmy się na kawę. Rozmawialiśmy do 2 nad ranem. Zachowywaliśmy się też bardzo odważnie. Na drugie spotkanie umówiliśmy się po prostu na seks. I był wspaniałym partnerem seksualnym. Po seksie z nim miałam czerwony tyłek, podduszał mnie i traktował jak dziwkę. Oboje nie chcieliśmy żadnego związku, potem wyjechał za granicę.

Ostatnio spotkałam w moim życiu mężczyznę. Zauroczyliśmy się sobą od pierwszego wejrzenia. Traktował mnie jak prawdziwą królewnę.

Seks nastąpił na drugim spotkaniu. Od razu zauważyliśmy, że jesteśmy podobni.

Nie wiem jak to wszystko opisać. Może tak: tworzymy związek partnerski, przeprowadziłam się do niego niedawno. Jestem dla niego: kochaniem, słoneczkiem, skarbem na co dzień. Kiedy uprawiamy seks nazywa mnie: dziwką, zdzirą, szmatą, kurwą.

Leje mnie po pośladkach, po twarzy, po piersiach. Poddusza mnie, każe mi ssać kutasa i nazywać siebie panem. Często zakładam smycz, ubieram się w bardzo wyuzdane ciuchy i robię sobie naprawdę ostry makijaż.

W codziennym życiu dzielimy się obowiązkami domowymi. On często gotuje, zmywa, pierze, zawiesza firanki, sprząta. Ale kiedy dochodzi do zbliżnienia on jest moim panem a ja jego suką. Cała ta sytuacja miała swoje etapy. Parę razy musiałam się przełamać. Mamy też hasło, które daje mu czerwone światło. Czuję się bezpiecznie i podoba mi się to.

Czy nasz związek mieści się w granicach normy?

3964_5f1d

Dlaczego Polki pokazują cycki tylko za granicą?

$
0
0

- Napisała mi: „pod zlewem są dwa pełne worki śmieci! Musze ja sama wyrzucić, bo śmierdzą! Miałeś mnie wspierać!”

- I co jej odpowiedziałeś? – zainteresował się JO.

- To banalnie proste – wzruszył ramionami Marian. – „Pod moim pitolem są też dwa pełne worki. A walę sobie ręką. Miałaś mnie wspierać!”

- A ona na to?

- Nic. Zabrakło jej konceptu.  Mam rację po prostu. Wznowię obowiązki domowe jak mój pitol zostanie należycie obsłużony. Żeby mi chociaż cycki pokazała! Choć gwarantuję, że jeżeli ma jakiegoś jeża na boku to pokazuje mu chętnie i w wielu pozycjach…

- Polki mają problemy z pokazywaniem cycek. Cycków? – zastanowił się JO.  – Marlenka, dlaczego nie pokazujesz cyc… PIERSI??

- Pokazuję. Mężowi pokazuję. Ba, nawet na plaży pokazuję.

Marian przełknął ślinę. – Tak??? – zapytał słabo.

- Ale nie w Polsce – zastrzegła Marlenka pośpiesznie.

- To rasizm cyckowy! – oburzył się JO. – Skandal. A co my Słowianie gorsi? Cyców nad Wisłą spłodzonych nie godni podziwiać??

- Ludzie w Polsce nie są gotowi na takie widoki. Raz opalałam się bez góry, to wzbudziłam lokalną sensację. Myślałam, że zaraz Fakt z Super Expresem przyjadą.  Mężczyźni raczej nie mają nic przeciwko, ale kobiety tak – wyjaśniła rezolutnie Marlenka.

- I co ci mówią?

- Nie mówią. SZEPCZĄ. Ale tak, żeby pół plaży słyszało. Te koło 50 – tki i wyżej, że jestem bezwstydna, zboczona i puszczalska. A te młodsze że pewnie ma sztuczne, bo za chuda żeby mieć takie duże i stojące.

A za granicą to bez stanika opalają się młode i stare. Są piersi, cycki, wymiona i zwisy. Masz tam wszystko. Możesz śmiało zdjąć górę.

- Czym się różnią piersi od cycków??

- Jo, cycki to mają zdziry. Kobiety mają piersi– wzruszyła ramionami Marlenka.

- Tam pieprzenie. Cyc to cyc.

- A co ja mam? – zastanowił się smętnie Marian.

- Ty, mój drogi masz pełne worki –zripostował błyskotliwie Jo.

- Ha, ha, ha – bardzo śmieszne.

- Marlenka?

- Tak Marian?

- Ty byłaś ostatnio w Grecji nie?

- Tak, a co?

- Przynieś jutro do pracy zdjęcia z wakacji.

- Nie!

226371179_b9ef1c4ef2_bPhoto:  Vox Efx Creative Commons

A dla porównania zdjęcie nadesłane przez czytelniczkę. Możecie w komentarzach ocenić, które jest lepsze ;)

tylek


Typowy skurwiel

$
0
0

Anka była pielęgniarką, Sebastian chujem.  To znaczy prowadził własną działalność gospodarczą przez jakieś 12 godzin dziennie, ale chujem był całą dobę.

Coś jak Jakub. Ten sam typ. Ta sama wrażliwość. Podobne hobby.

Sebastian Ankę poznał dwa lata temu. Miała dobry tyłek i dobrze gotowała więc postanowił, że się z nią ożeni.

Wyglądała po prostu na dobrą kandydatkę na żonę a jej krupnik był prawie jak jego matki. Sebastianowi nie przeszkadzało posiadanie żony. Ba, było nawet pomocne. Ktoś prał i gotował. A  z innych kobiet i tak nie miał zamiaru zrezygnować.

Zdradzał ją, owszem, ale czasami i zazwyczaj z dwiema czy trzema różnymi laskami, które stukał naprzemiennie. Dobierał je na zasadzie chaotycznej, tak aby nie popaść w rutynę.

Ale ostatnio przez cztery miesiące rżnął pewną Justynkę, bez zobowiązań i nie częściej niż raz na tydzień.

Był z siebie dumny – to było prawie jak monogamia.

Niestety pewnego wieczora nie chciało mu  się wyjść po gumy, bo padało a tabletki, które łykała Justynka okazały się być jednak zawodne. Ewentualnie jego sperma była za silna.

Justynka prawdopodobnie zaszła, Sebastian z żoną wyjechał do Brazylii. Wycieczka była już wykupiona, szkoda, by się zmarnowała. A poza tym pewności i tak nie było, więc nie miał zamiaru się przejmować.

Problem – jeśli faktycznie był jakiś problem Sebastian miał zamiar rozwiązać w momencie, kiedy pojawi się znów w stolicy.

I tak faktycznie by pewnie było gdyby jego żona nie znudziła się czekaniem aż wyjdzie spod prysznica.

W hotelu w Rio byli drugi dzień, zjedli właśnie śniadanie i mieli iść coś pozwiedzać.

Sebastian nakładał na głowę odżywkę, Anka wzięła do ręki telefon, pograła sobie w Angry Birds, a później? Później dla rozrywki przebiła się przez jego pocztę.

Tak, kobiety są ciekawskie.

Tak, nawet te które wierzą swoim facetom na wszelki wypadek wąchają ich ubrania, które wrzucili do prania, sprawdzają historię w przeglądarce, oraz wykaz połączeń telefonicznych (tak sms też).

Dlatego kobiety, które kręcą ze żonatymi facetami  zazwyczaj piszą po wysłaniu swojego nagiego zdjęcia: ale skasuj zaraz po obejrzeniu.

W poczcie nic nie znalazła.

I wtedy przyszedł sms.

Od Justyny.

Problem w tym, że Anka nie znała żadnej Justyny a Sebastian nie miał PIN-u w telefonie.

CDN.

5538222147_97a3d1a9a3_bPhoto: Thomas Hawk Creative Commons


Viewing all 544 articles
Browse latest View live